środa, 17 sierpnia 2016

Magdalena Kozak – Paskuda

Jakie to wspaniałe, że polscy autorzy potrafią zaskakiwać. Magdalena Kozak, znana głównie z mocniejszych i, no dobra, mroczniejszych historii, sięgnęła po tematykę zgoła nieoczekiwaną – humorystyczne fantasy. To trochę tak, jakby Pratchett zdecydował się napisać gotycką space operę, której akcja rozgrywałaby się w rozdartym przez wewnętrzne konflikty arabskim getcie. Nie wiem jak wyszłoby to sir Terry’emu, ale Kozak metamorfozę przeszła pierwszorzędnie.

„Paskuda” jest zbiorem raczej krótkich opowiadań, które przedstawiają nam alternatywną wersję jednego z najbardziej oklepanych motywów w historii heroicznego fantasy – księżniczkę uwięzioną w wieży, której strzegą potworny smok i mroczny rycerz. A gdzie tu wersja alternatywna, spytacie? No więc tatuś poskąpił głównej bohaterce na lokum (wieża jest, zwłaszcza w kontekście dalszych opowiadań, więzieniem raczej symbolicznym), niepokonany strażnik okazuje się być zakochanym w niej (księżniczce, nie wieży) wieśniakiem, a smok o wdzięcznej nazwie Paskuda przejawia niepokojąco dużo cech wytresowanego sznaucera. Dodajcie do tego plejadę mniej lub bardziej prawdopodobnych postaci drugoplanowych (większość niestety zjadła Pasia), a otrzymacie znakomite fundamenty pod dobrą i pouczającą historię.

Kozak prezentuje tutaj styl, który bardzo cenię sobie u fantastów – nie marnuje czasu na bezsensowne opisy aparycji, strojów i otoczenia bohaterów, a skupia się na ich przeżyciach wewnętrznych oraz, dzięki bogu!, akcji. Autorka poszła nawet dalej – konsekwentnie używa takich określeń jak Księżniczka, Strażnik czy Wieża, nie nadając im nazw własnych. Taki zabieg sprawia, że przez pierwszą połowę książki oczyma wyobraźni widzimy tak naprawdę tylko miejsce uwięzienia Księżniczki, trochę trawy wokół niego oraz jeziorko, w którym ukrywa się smok. Jest tutaj sporo miejsca do interpretacji, a całość zaczyna ocierać się o bajkowy uniwersalizm.

Opowiadania są oszczędne, ale dobrze pomyślane i, przede wszystkim, śmieszne. Nie wywołują może monstrualnego rechotu, ale liczba parsknięć plasuje się na dobrym, światowym poziomie. Mimo wszystko czegoś jednak „Paskudzie” brakuje. Może to zbyt pobieżne potraktowanie części dobrze zarysowanych wątków? Może ostatecznie słaba identyfikacja z bohaterami? Albo zbyt szybkie i momentami bardzo oczekiwane zwroty akcji? Trudno powiedzieć – wydaje się jednak, że gdyby książka była dwa razy dłuższa, z miejsca stałaby się polską klasyką swojego gatunku.

Szczerze polecam. „Paskuda” to kawałek zgrabnie napisanej, komediowej fantastyki, który pochłania się w jeden wieczór i trzy kubki herbaty. Nie mogę tylko oprzeć się wrażeniu, że tę książkę napisała nie autorka ze sporym dorobkiem bibliograficznym, a szalenie utalentowana, ale jednak debiutantka na drodze do zawodowstwa. A może o to właśnie w tej historii chodzi?

Michał „Michu” Wysocki
Share: 

0 komentarze:

Prześlij komentarz